Życie poza miastem – bliżej natury i bliżej siebie!
Życie poza miastem kiedyś wydawało mi się nierealne, trudne i kompletnie oderwane od moich pragnień. Od zawsze byłam typowym mieszczuchem, który korzystał ze wszelkich dobrodziejstw i wygód wielkiego miasta. Jednak gdy mijały kolejne lata, miasto przytłaczało mnie co raz mocniej, pojawiła się rodzina, dzieci, a my z mężem co raz bardziej marzyliśmy o życiu bliżej natury na obrzeżach miasta.
Pragnęliśmy uwolnić się od codziennego zgiełku, hałasu i tłumu śpieszących się, poirytowanych ludzi. Szukaliśmy spokoju, natury, zieleni i ciszy. Dziś mija prawie rok od naszej wyprowadzki z miasta, ale czy była to dobra decyzja, czy znaleźliśmy to, czego szukaliśmy?
Szukanie swojej drogi…
Życie na każdym etapie niesie w nas inne potrzeby i marzenia. Zawsze kochaliśmy miasto i od urodzenia tam mieszkaliśmy, ale to na łonie natury odpoczywaliśmy najlepiej i czuliśmy, że jest nam to bliskie. W mieście nieustannie czuć pośpiech, hałas i nerwowość. Szum samochodów, komunikacji, mnóstwo ludzi wokół, wielkie, przytłaczające sklepy… Zawsze nas to męczyło! Dlatego dwa lata temu postanowiliśmy z mężem szukać naszego wymarzonego miejsca i domu poza miastem.
Po prawie roku od naszej przeprowadzki wiem, że to była dla nas najlepsza decyzja. Choć przestawienie się nie było łatwe. Nadal wielu rzeczy się uczymy, mnóstwo jest do zrobienia, a i planów nowych nie brakuje. Jednak bliskość natury i codzienne obcowanie z nią wycisza, uspokaja i zbliża całą naszą rodzinę! Jedyną rzeczą, którą kilka miesięcy po przeprowadzce musieliśmy zmienić, choć nie mieliśmy takich planów to szkoła naszych dzieci.
Niestety codzienne dojazdy do szkoły sportowej w mieście okazały się za ciężkie i sprawiały, że dzieci były poza domem 12h. Dlatego z bólem serca musieliśmy zakończyć nasza przygodę ze szkołą sportowa i zapisaliśmy dzieci do szkoły w pobliskiej wsi, do której można dojechać nawet rowerem. Na szczęście była to wspólna decyzja i dzieci ostatecznie z tej zmiany są bardzo zadowolone, a my widzimy już same plusy.
Czy warto spełniać swoje marzenia i podążać za swoją pasją?
Po zmianie szkoły znowu mamy więcej czasu dla siebie, a dzieci mogą się bardziej angażować w nasze codzienne życie. Bardzo mi tego brakowało. Naszym marzeniem było celebrowanie codziennych nawet drobnych chwil razem. Chcieliśmy zwolnić zbyt szybko biegnące życie, by pozbyć się w końcu uczucia, że czas przecieka nam przez palce… By poczuć bliskość i radość z każdego dnia razem, by przestać czekać, że kiedyś będzie fajnie, lepiej, ale już tu i teraz cenić każdy dzień!
Mieszkając poza miastem łatwiej nam znaleźć czas na wspólne rozmowy, gotowanie, aktywności, prace w ogrodzie, czy zabawy. Będę Wam jeszcze o tym pisać w osobnym wpisie, bo często pytacie o to, jak odnajdują się tu nasze dzieci. Na tę chwilę czujemy, że znaleźliśmy swoje miejsce na ziemi i możemy się tu w pełni realizować. Mamy oczywiście nadal wiele planów i kolejnych marzeń. W przyszłości chcemy otworzyć pracownię ceramiczną, postawić szklarnię w ogrodzie, czy zrobić ogród warzywny…
Mieszkanie na wsi wcale nas nie ogranicza, bo nadal jeździmy w różne nowe miejsca, odkrywany niezwykłe zakątki, ludzi i szukamy nowych życiowych inspiracji. To właśnie podczas różnych podroży spotykamy niezwykłych ludzi i poznajemy ich pasje. Szczęśliwi ludzie, którzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi inspirują do zmian i poszukiwania w życiu tego, co jest dla nas ważne i wartościowe.
Republika Ściborska u Biegnącego Wilka
Razem z Davidem Gaboriaud ambasadorem marki Almette odwiedziliśmy niedawno niezwykle klimatyczne miejsce, które tworzy rodzina pełna pasji i miłości do przyrody. Tak jak my byli mieszkańcami wielkiego miasta, ale porzucili miejskie życie i przenieśli się w wymarzone miejsce bliżej natury. My co prawda jesteśmy dopiero na początku tej drogi i przemiany, a Oni stworzyli swój mały własny świat w środku lasu –Republikę Ściborską.
Środek lasu, brak sklepów, samochodów, komunikacji, zasięgu… poczucie jakbyśmy wjeżdżali do innego świata, lub cofnęli się w czasie o co najmniej pół wieku. Jesteśmy jednak w Polsce na Mazurach i mamy rok 2020. Podjeżdżamy pod historyczne gospodarstwo. Wita nas dobiegające szczekanie psów, a ze starego wiejskiego domku wychodzi do nas uśmiechnięty, niezwykle charyzmatyczny Biegnący Wilk. Tak wszyscy mówią na Dariusza Morsztyna, który stworzył tej wyjątkowy świat w środku lasu. To człowiek pełen pasji, maszer, harcerz, nauczyciel, przyrodnik…
Na kilkunastu hektarach Republiki są i powstają liczne atrakcje dla odwiedzających gości, bo każdy może tu przyjechać o dowolnej porze roku! Znajdziemy tu małe stawy, chaty traperskie, indiańskie tipi, muzea, 50 psów zaprzęgowych Husky, czy biegające po terenie wolno żyjące konie. Justyna i Dariusz mieszkają tu od lat razem ze swoimi trzema synami, a w tę ciężką, ale też szlachetną i owocną pracę angażuje się cała rodzina. Tutaj po raz pierwszy w życiu uświadomiłam sobie, co to naprawdę znaczy żyć w zgodzie z naturą.
Przyznam, że niesamowicie było obserwować, jak ich synowie angażują się we wszystko, co wokół się dzieje. Każdy ma tu swoje obowiązki takie jak: gotowanie, karmienie psów, przygotowywanie psich zaprzęgów, sprzątanie, dbanie o muzea, ogród, czy oprowadzanie gości. Oczywiście również udział i pomoc w organizacji licznych obozów dla gości, rodzin, czy ojców z synami, które odbywają się regularnie w Republice Ściborskiej. To jest coś niesamowitego, co trzeba poczuć i zobaczyć samemu, bo żadne słowa i zdjęcia nie są w stanie opisać tego miejsca i klimatu. Ja byłam oczarowana tym miejscem, a mąż z synami już się zastanawiają kiedy tam wrócić!
Pasja i miłość do psów oraz muzeów
Biegnący Wilk to człowiek, który w niezwykły sposób opowiada o wszystkich eksponatach w swoich muzeach, nawet dzieci były zasłuchane i zachwycone opowieściami. To co możemy zobaczyć na miejscu robi fantastyczne wrażenie, a w planach jest dalsza rozbudowa i poszerzanie muzeów o kolejne eksponaty w tym budowa muzeum Marii Rodziewiczówny, a nawet chaty na podstawie książki “Lato leśnych ludzi”. W Republice Ściborskiej możemy zobaczyć również skansen chat traperskich (5 chat), Chatka z Puszczy Boreckiej, muzeum rodzinne, zabytkową czynną pasiekę z 1935 roku i ekologiczny ogród.
Niezwykłe wrażenie robi muzeum maszerskie między innymi z pamiątkami z wypraw Biegnącego Wilka, muzeum polarne i indiańskie. Po zwiedzaniu przyszedł czas na zapoznanie się z psami i przygotowanie ich do biegania. Psy były niesamowite, aż skakały i szalały z radości na myśl o zbliżającym się bieganiu! Czuły to, gdy tylko zbliżyliśmy się z uprzężami! Husky są stworzone do biegania, mają to we krwi, w genach… a my mogliśmy zobaczyć tę ich radość i zew natury na własne oczy!
Podpłomyki na ognisku
Po oprowadzeniu nas po całym gospodarstwie i muzeach, a także niesamowitej przejażdżce psim zaprzęgiem przyszedł czas na odpoczynek i wspólne przygotowanie posiłku oczywiście przy ognisku. Poznaliśmy prosty przepis i fantastyczny sposób na przygotowanie podpłomyków na ognisku. Z pewnością będziemy teraz robić takie i u siebie w domu, a może i Wy się skusicie, dzieci będą na pewno zachwycone 🙂
To jeden z najstarszych i najprostszych przepisów na szybki chleb, którym podzielił się z nami David Gaboriaud ambasador marki Almette, która zaprosiła nas do wspólnego gotowania i odkrycia tego wyjątkowego miejsca!
Składniki: kubek mąki pszennej, płaska łyżeczka soli, płaska łyżeczka proszku do pieczenia, łyżka oleju, woda, garść pieczarek brunatnych, garść boczniaków, 1 serek Almette z chrzanem, olej do smażenia, sól, pieprz.
Przygotowanie: W misce mieszamy mąkę z solą, proszkiem do pieczenia, olejem i wodą. Wyrabiamy ciasto na jednolitą i elastyczną masę. Dzielimy ciasto na 4 części i z każdego kawałka formujemy cienki wałek. Zawijamy wałki na drewniane kijki, które umieszczamy nad żarem. Co jakiś czas odwracamy je, aby podpłomyk „upiec” ze wszystkich stron na złoty kolor.
Pieczarki kroimy w ćwiartki, boczniaki kroimy na cienkie paski. Smażymy na patelni na oliwie na złoty kolor. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Podpłomyki podajemy z grzybami i serkiem Almette z chrzanem.
Szaszłyki z tofu i warzywami
Kolejny posiłek przygotowywaliśmy w prawdziwej chacie traperskiej. Tym razem proponujemy Wam szaszłyki bez mięsa. Przepis Davida na wege szaszłyki to kilka zimowych warzyw i porcja roślinnego białka w postaci wędzonego tofu i tempeh. Do tego 2 dipy na bazie masła orzechowego i serka Almette z chrzanem.
Składniki: 1 batat, 4 topinambury, 4 brukselki, 1/4 małego kalafiora, pół kostki wędzonego tofu, pół kostki tempeh, łyżka oliwy z oliwek, sól, 1 serek Almette z chrzanem, 2 łyżki masła orzechowego, 6 łyżek wody, łyżka sosu sojowego, łyżeczka miodu, 1 limonka.
Przygotowanie: Na drewniane patyczki do szaszłyków wbijamy obrane i pokrojone w kawałki warzywa. W tym przepisie używam batata, topinambura, brukselki i kalafiora. Kroimy wędzone tofu na kawałki podobnej grubości do warzyw i wbijamy je na patyczki. Solimy i grillujemy na patelni grillowej lekko natłuszczonej oliwą.
Dip z masłem orzechowym: masło orzechowe mieszamy z wodą, aż uzyskamy płynną konsystencję. Doprawiamy sosem sojowym, miodem i sokiem z limonki do smaku. Szaszłyki serwujemy z dipem z masła orzechowego oraz z serkiem chrzanowym.
Chilli Sin Carne
W Republice Ściborskiej obowiązują pewne zasady, jedną z nich jest poszanowanie dla natury i nie jedzenie mięsa. Dlatego propozycje Davida ambasadora marki Almette są idealne dla wegetarian i osób, które szukają dobrych, zdrowych przepisów na pyszne dania bez mięsa. My staramy się z roku na rok bardziej ograniczać potrawy mięsne i przyznam, że takie kolnej inspirujące wspólne gotowanie, zachęca nas do dalszych zmian i ograniczania dań mięsnych, na rzecz zdrowej kuchni. 🙂
Chilli kojarzy się głównie z chilli con carne czyli z mięsa. Alternatywa roślinna smakuje tak samo pyszne i nie wymaga długiej obróbki. Smak chilli podbijamy wędzoną papryką i serwujemy z serkiem Almette z chrzanem.
Składniki: 2 podłużne papryczki chilli, ząbek czosnku, łyżeczka kuminu, łyżeczka nasion kolendry, 1 czerwona cebula krojona w piórka, 1,5 szklanki czerwonej soczewicy, 2 puszki pomidorów pelati, puszka czerwonej fasoli, łyżeczka wędzonej papryki, świeża kolendra, 1 cytryna, 1 serek Almette z chrzanem, sól, oliwa.
Przygotowanie: W garnku, na oliwie szklimy: cebulę pokrojoną w piórka, 2 podłużne papryki chilli, kumin i kolendrę oraz cały ząbek czosnku. Dodajemy czerwoną soczewicę, mieszamy i wlewamy puszkę pomidorów. Puszkę po pomidorach używamy jako miarkę i wlewamy 3 puszki wody. Mieszamy i gotujemy, aż soczewica będzie miękka. Dodajemy fasolę i gotujemy jeszcze kilka minut. Doprawiamy solą, wędzoną papryką i sokiem z cytryny do smaku. Serwujemy chilli ze świeżą kolendrą i serkiem Almette z chrzanem.
Partnerem naszej niezwykłej przygody i wspólnego gotowania jest marka Almette
Jeden komentarz
Paulina
Również marzę o wyprowadzce na wieś,bliżej natury.
Obecnie czuję się osadzona,z każdej strony ktoś coś.
Obawiam się najbardziej o szkołę właśnie.
Dzieci jeszcze mam male -przedszkolne i mniejsze.
Ale chciałabym by poszły do dobrej szkoly,uczęszczał ma zajęcia dodatkowe…
Mieszkając dalej to trudne.
Więc już sama nie wiem.
Poza tym cudowne pomysły na pracę z dziećmi,świetny kontakt z synami! Pozdrawiam